Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Biedażycie

Grzegorz Zasępa
Ginek (z lewej) zawsze słucha, co mówi Inżynier, który jako były górnik zna się na węglu i czuwa, by kolegom nic się nie stało.
Ginek (z lewej) zawsze słucha, co mówi Inżynier, który jako były górnik zna się na węglu i czuwa, by kolegom nic się nie stało.
Na pograniczu Rudy Śląskiej i Świętochłowic - świat biedy i bezrobocie dawno przekroczyły rozsądne granice. Ludzie utrzymują się z tego, co znajdą: złom, butelki makulatura. Elita siedzi w branży węglowej.

Na pograniczu Rudy Śląskiej i Świętochłowic - świat biedy
i bezrobocie dawno przekroczyły rozsądne granice. Ludzie utrzymują się z tego, co znajdą: złom, butelki makulatura.
Elita siedzi w branży węglowej.

Świat Piotra, zwanego Bocianem ma pięć metrów długości i 80 cm wysokości. Codziennie na kolanach albo na leżąco wydobywa węgiel ze swojego biedaszybu. To jego mała prywatna kopalnia. Nie chce w niej żadnego wspólnika. Węgla wystarczy najwyżej dla jednego, zresztą w domu, na to co zarobi, czeka żona i pięcioro dzieci do wyżywienia, nie ma się czym dzielić. Takich jak Bocian ludzie w Świętochłowicach nazywają biedagórnikami, ale ich szanują.

- Bo oni ciężką pracą zarabiają na chleb, a nie pójdą na tory - mówi Hildegarda, którą mieszkańcy okolicznych familoków nazywają Starką. - Biedaszyby były zawsze, przed wojną też, a nawet za komuny - opowiada Hildegarda. Ale nigdy nie było tak jak teraz. Serce się kraje jak patrzę na młodych zdrowych, którzy nie mogą znaleźć pracy.

Pogranicze Rudy Śląskiej i Świętochłowic - świat biedy - bezrobocie dawno przekroczyło rozsądne granice. Ludzie utrzymują się z tego, co znajdą: złom, butelki makulatura. Elita siedzi w branży węglowej. Jedni go po prostu kradną z pociągów, drudzy sami wygrzebują spod ziemi. Na szczycie hierarchii, jak wszędzie, ludzie, którzy robią na węglu dobre interesy, kupują go i sprzedają dalej. Nie ma między nimi zgody. Ci od pociągów zarabiają krocie i na biedagórników patrzą z góry. Ci, którzy nie chcą kraść i sami w mikroskopijnych szybach szukają węgla, nazywają |zbieranie" węgla na torach po imieniu - złodziejstwem.

Inżynier milczy

W miejscu po dawnym szybie VII kopalni Polska jest teraz ze 20 biedaszybów. W każdym pracuje inna ekipa. Zasady są prawie jak na normalnej kopalni. Po pierwsze ktoś musi dowodzić, po drugie żadnego alkoholu w pracy. Wszystko wymyślił Tadek, zwany inżynierem. Nie, żeby kończył szkoły, ale przerobił na kopalni ładnych parę lat i na swojej robocie się zna. Nie jest rozmowny. Chodzi od dziury do dziury i wydaje polecenia.

- Tutaj trza podsztemplować, bo zaczyna trzeszczeć. - A wy idźcie stąd, bo tylko zawadzacie - rzuca w naszą stronę.
Gienek, vel Giena: - On (Inżynier) tu jest specjalistą od bezpieczeństwa - mówi. - Zna się na obudowie. Mamy do niego zaufanie, gdyby nie "Inżynier", pewnie któryś z nas zostałby w swojej dziurze na zawsze.

Biedagórnicy wszystko robią zgodnie z górniczą sztuką. Kiedy nasi reporterzy przyjechali na miejsce nie było wydobycia. Wcześniej spadł spory deszcz i szyby trzeba było zabezpieczyć. - Nie można być zachłannym, bo można to przypłacić życiem - tłumaczy "Bocian". - Dzisiaj musimy wylać wodę, podsztemplować. Pewnie, że nic nie zarobię, ale bezpieczeństwo jest najważniejsze. Czy wiem, że ryzykuję życiem każdego dnia? - Niech pan to powie mojej żonie i dzieciom. One czekają na te parę groszy.

Gienek zaczyna wykład: My tu jesteśmy ostrożni. Pan patrzy, kładziemy sztompel koło sztompla. Trzeba kopać wąsko, bo jak kopali szeroko to zaraz się wszystko zawaliło. Czy się nie boja? Nie, bo to wszystko naraz się nie zapadnie, najpierw zaczyna trzeszczeć, pękać. Zawsze idzie zdążyć uciec. Zresztą, co mam robić. Na śmietnikach już też nie ma miejsca tylu tam szuka. Już o trzeciej rano zaczynają.

6 złotych za worek

"Bocian" potrafi wydobyć dziennie 4-5 worków po 50 kilo. Niby sporo, ale ceny w biedaszybach dyktują ci, którzy go kupują, a konkurencja jest duża. Za worek można dostać najwyżej 5 złotych. Pośrednicy się bogacą, bo towar sprzedają potem co najmniej 100 procent drożej. - Każdy chce zarobić - dodaje po namyśle Bocian. - Pewnie, że oni nas kiwają, ale jak nie kupią węgla, to co my z nim zrobimy. Wszystko psują złodzieje. Oni obniżają koszty, bo ukraść jest najłatwiej. A i tak za węgiel dostają więcej, bo po 8 złotych za worek. Ale mają lepszy towar, wiadomo z kopalni. Nasz węgiel jest niezły, ale ma jedną wadę - jest miałki i szybko się pali.

Gienek to potentat w świętochłowickich biedaszybach. W jego dziurze pracuje 4-5 mężczyzn. Codziennie schodzą ze 30 metrów w głąb ziemi. Wydobycie też mają imponujące - nawet 20 worków dziennie. Urobek wywożą na powierzchnię na... dziecięcym wózku. Od niedawna mają małą lampkę na akumulator. - Bo tam już żaden promień słońca nie dochodzi - Gdyby ktoś mi 20 lat temu powiedział, że tak skończę, wyśmiałbym go. Pracowałem na grubie, a potem byłem kierowcą zawodowym. Gdyby mi wtedy kazali tak harować jak tu, to bym się od razu zwolnił. Ale tutaj na swoim, nie ma innego wyjścia. W pośredniaku nawet może byłaby robota dla kierowcy, ale musiałbym zrobić dodatkowe kursy. A to co najmniej 600 złotych? Skąd ja bym tyle wziął, to jest ze 100 worków, a dzieci nakarmić trzeba. Ja tam jeszcze nie mam tak źle, bo mam dwoje, ale "Bocian" już pięcioro, a inżynier sześcioro.

Biedaszyby były zawsze - opowiadają nasi rozmówcy. W Świętochłowicach jest taki jeden, co od 30 lat kopie węgiel. Wszyscy go szanują, bo ma pewną rękę. - To on wskazuje innym miejsce, gdzie mają kopać - dodaje Gienek. - Ma taki szpikulec, sondę. Wbije, wyciągnie i już wie, czu tu jest węgiel. Nigdy się nie myli. Nam też pokazał, gdzie trza kopać.

W Niemcach nie ma biedaszybów

Witek przyszedł do roboty dopiero o godz. 10. Inni koledzy mają mu trochę za złe, że się spóźnił. - Mieszkam z matką, a ona ma rentę, to i nie muszę codziennie harować - tłumaczy się.

Życiorysy świętochłowickich biedagórników są bardzo podobne. Wszyscy pracowali kiedyś normalnie w kopalni, ale kopalnie zamknęli. Rzadko wracają do przeszłości. - Za komuny było lepiej, ale ona już nie wróci. Trzeba patrzeć do przodu- dodaje Witek.

Jest koło południa. W sam raz na przerwę śniadaniową. Na placu na ognisku już grzeje się woda. Górnicy wyjmują kanapki. - Żona jak wychodzę do roboty niemal codziennie mówi, że się o mnie boi - Giena się zamyślił. - Ale, jak idzie do sklepu z tym co zarobię, to już nie marudzi - dodaje z uśmiechem. - Mam tylko nadzieję, że moje dzieci nie będą musiały w ten sposób zarabiać na chleb.

Gienek zaczyna politykować: Do czego oni nas doprowadzili? Każdy w rządzie tylko patrzy, żeby się nachapać. A wszystko, co było rozkradli: zamykają kopalnie, huty, wszystko. Do czego to doprowadzi? W życiu im nie pójdę na żadną Unię.

"Bocian" jest innego zdania. - Ja pójdę do referendum i będę na "ja", to znaczy za Unią. - Mam rodzinę w Niemcach. - tłumaczy się z tego, co powiedział. - Pewnie, że tam też są biedni, ale Niemcy mają dobrą opiekę społeczną. U nas można dostać po 10 złotych na osobę zapomogi. Co pan za to kupi? Poza tym w Unii nie ma biedaszybów!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na rudaslaska.naszemiasto.pl Nasze Miasto