Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Listy żołnierzy niemieckich poległych w Halembie przechowali księża z pobliskiej parafii

Teresa Semik
Kilka dni temu drewniany krzyż stanął na miejscu zbiorowego grobu żołnierzy niemieckich w Rudzie Śląskiej Halembie. Jadwiga i Lucjan Wodarzowie z Chorzowa, z rodzin powstańców śląskich, zabiegali o  ekshumację mogiły. Z szacunku dla zmarłych, z poszanowania tradycji i historii regionu.
Kilka dni temu drewniany krzyż stanął na miejscu zbiorowego grobu żołnierzy niemieckich w Rudzie Śląskiej Halembie. Jadwiga i Lucjan Wodarzowie z Chorzowa, z rodzin powstańców śląskich, zabiegali o ekshumację mogiły. Z szacunku dla zmarłych, z poszanowania tradycji i historii regionu.
Maksymilian Giemuła do dziś nie odnalazł mogiły 19-letniego brata, który zaginął w czasie zwiadu pod Kaliningradem. Nim on sam wrócił z amerykańskiej niewoli, ojciec już nie żył, bo z powodu zegarka zastrzelili go ...

Maksymilian Giemuła do dziś nie odnalazł mogiły 19-letniego brata, który zaginął w czasie zwiadu pod Kaliningradem. Nim on sam wrócił z amerykańskiej niewoli, ojciec już nie żył, bo z powodu zegarka zastrzelili go Rosjanie wkraczający na Śląsk. Kiedy Giemuła po wojnie zamieszkał w Halembie, regularnie odwiedzał bezimienny grób niemieckich żołnierzy pochowanych w pobliskim lesie. Żył nadzieją, że może tam na Wschodzie ktoś inny pochyla się teraz nad grobem Georga.

Po naszych publikacjach o ekshumacji żołnierzy Wehrmachtu, którzy zginęli w nocy 27 stycznia 1945 roku w Rudzie Śląskiej Halembie, uciekając przed Armią Czerwoną, pan Maksymilian pierwszy zadzwonił do Dziennika Zachodniego.

- Mam nazwiska tych żołnierzy - oznajmił. Była to szokująca informacja. Przedstawiciele polsko-niemieckiej Fundacji "Pamięć", którzy pod koniec kwietnia 2007 roku zarządzili ekshumację ciał z lasu w Halembie, tłumaczyli, że kiedy przystępowano do pracy, nie było żadnej pewności co do istnienia tych pochówków. Szukali informacji w Kassel w Niemczech - bez powodzenia.

Znalezione w kotłowni

- Listy z nazwiskami znalazłem przypadkowo na początku lat 80. w kościele w starej Halembie, leżały w kotłowni - przekonuje Maksymilian Giemuła. - Zrobiłem kserokopie i wysłałem do Niemiec, żeby rodziny wiedziały, gdzie pochowano ich bliskich. Dostałem nawet podziękowania z Volksbund Deutsche Kriegsgraeberfuersorge z Kassel (Niemieckiego Ludowego Związku Opieki nad Grobami Wojennymi).

Ks. Alojzy Brzezina, były proboszcz w kościele Matki Bożej Różańcowej w Halembie, potwierdza:

- Oryginały tych wykazów są nadal w naszej parafii.

Skąd się tam wzięły i kto je sporządził? Relacje nieco się różnią, a świadkowie nie żyją.

Maksymilian Giemuła powtarza to, co usłyszał od jednego z nich, dawnego kolegi z pracy w kopalni "Halemba".

- On twierdził, że listy sporządził ówczesny proboszcz parafii, ks. Hugon Cedzich. Do niego okoliczni mieszkańcy przynosili dokumenty wyjęte z mundurów poległych żołnierzy - wspomina dziś

80-letni Giemuła. W księgach parafialnych ks. Cedzich poczynił wzmiankę o wydarzeniach ze stycznia 1945 roku. Skupił się na rozstrzelanych przez Rosjan cywilach.

Listy w depozycie

- Listy z nazwiskami żołnierzy dostałem na przechowanie od szefa Polskiego Czerwonego Krzyża w Rudzie Śląskiej, pana Jagły - mówi ks. Brzezina. - Przekonywał, że ktoś będzie o ten wykaz pytał i tak istotnie było. Co jakiś czas przyjeżdżali Niemcy i szukali swoich. Gdy na liście zobaczyli znajome nazwisko, na pamiątkę robili zdjęcia.

Wersje zdarzeń nie muszą się wykluczać. Ksiądz Cedzich przekazał wszystkie oddane mu przedmioty żołnierzy Wehrmachtu do gminy Halemba. Stamtąd informacje o poległych mogły trafić do Polskiego Czerwonego Krzyża.

Pamięć o masowym grobie w Rudzie Śląskiej Halembie była powszechna, choć w obawie o reperkusje - skrzętnie skrywana.

- Takich miejsc jest więcej - dodaje Giemuła i wskazuje na pochówki w lesie obok drogi do Panewnik i Paniowa. Na listach są nazwiska pochowanych tam żołnierzy, miejsca ich zamieszkania, nazwa formacji, daty urodzenia. Nie wszystkie dane są kompletne, ale dają jakąś nadzieję tym, którzy wciąż szukają bliskich. Wiele dokumentów przepadło bezpowrotnie, bo mieszkańcy Śląska panicznie bali się Rosjan i niszczyli wszystko, co mogło ich zidentyfikować.

- Jak ojciec zginął, matka natychmiast spaliła pamiątki po pradziadkach - wspomina Giemuła.

Dramat Giemullów

Jego pradziadkowie przyszli na Śląsk z Niemiec i nazywali się Giemulla. Ojciec w pierwszej wojnie stracił nogę, pracował jako portier w hucie w Lipinach, prowadził tam kantynę. Gdy 27 stycznia 1945 roku zbliżała się radziecka ofensywa, wdział odświętny garnitur ze złotym zegarkiem na łańcuszku. Rosjanie zabrali mu go, a że był człowiekiem honorowym i odważnym - kazał prowadzić się do komendanta. Chciał złożyć skargę na złodziei. Zastrzelili go od razu.

18-letni Maksymilian Giemuła (wówczas Maks Giemulla) był w tym czasie na froncie pod Königsbergiem, w rejonie, w którym poległ jego brat. Do wojska trafił 5 stycznia 1945 roku. Ojciec już nie żył, gdy syn czytał jego list.

W sprawie zaginionego brata pisał, gdzie się dało, ale nie natrafił na jego ślad. Było ich w domu jedenaścioro. Z Gregorem łączyła go pasja do szybowców i krótkofalówek. Kiedy w halembskim lesie ukradkiem zapalał znicz na grobie żołnierzy Wehrmachtu, myślał także o nim. Raz nawet krzyż żelazny postawił, ale kolega, któremu o tym powiedział w tajemnicy, zdradził. Już następnego dnia krzyż zniknął, a on dostał wezwanie do pierwszego sekretarza partii w kopalni "Halemba".

- "To byli hitlerowcy, po co o nich pamiętać", usłyszałem. A ja mówię, że przecież to obojętne, bo była wojna, a ona sama wybiera ofiary - wspomina Giemuła. - Od tego czasu brama na drodze prowadzącej do szybu Artur i mogiły była zamknięta.

Giemuła potwierdza, że któregoś dnia przyjechał spychacz i zniwelował pagórek wskazujący na masowy grób.

- Pamięć o poległych żołnierzach niemieckich była zakazana. Milicja przeganiała tych, którzy szli na ich groby rozsiane po lesie - przypomina ks. Alojzy Brzezina.

Wkrótce po tym jak Fundacja "Pamięć" przeprowadziła ekshumację części grobu, na miejsce dotarli poszukiwacze militariów. Nikt wówczas nie wiedział, że w tym miejscu znajduje się prawdziwy arsenał broni. Pancerfausty, miny, pociski, granaty leżały obok szczątków żołnierzy niemieckich zastrzelonych przez Rosjan. Dlaczego?

Tajemnica masowego grobu

Maksymilian Giemuła twierdzi, opierając się na relacji swojego nieżyjącego kolegi z kopalni "Halemba", że tuż przed radziecką ofensywą

Wehrmacht spędził ludzi do tego lasu, żeby wykopali duży rów, a po robocie kazali im odejść. - Potem przyszli Ruscy i tym samym ludziom kazali grzebać zastrzelonych żołnierzy - wspomina. - Zawieźli ich do lasu, gdzie wcześniej wykopali rów, ale na miejscu okazało się, że dół jest częściowo zasypany.

Można domniemywać, że to żołnierze Wehrmachtu ukryli w lesie amunicję.

Chorąży Tomasz Znojkiewicz, saper z 29 patrolu rozminowania z Gliwic mówił, że amunicja zrzucana była do dołu chaotycznie, jakby w pośpiechu. Jeszcze ważniejszego odkrycia dokonał sierżant Ireneusz Kwiatkowski w czasie rozminowania miejsca położonego kilka metrów dalej.

- Zauważyliśmy sporą ilość ludzkich kości i mamy prawo przypuszczać, że tam znajduje się jeszcze jeden masowy grób - dodał.

To kolejny dowód świadczący o tym, że ekshumacji dokonano niestarannie. Do dziś budzi ona wśród mieszkańców okolicy ogromne emocje.

- Ludzie nie wiedzą teraz, co jest lepsze - zabierać szczątki poległych na cmentarz wojenny, czy zostawić je w spokoju w lesie - mówi Eugeniusz Marszałek, mieszkaniec Halemby. - Z jednej strony znamy niemiecką skrupulatność w dochodzeniu do prawdy, a w przypadku Halemby są same niewiadome.

Fundacja "Pamięć" zabrała z Halemby szczątki tylko 51 żołnierzy, choć świadkowie mówili o zdecydowanie większej liczbie poległych. Kilka dni temu władze Rudy Śląskiej postawiły w tym miejscu drewniany krzyż z napisem: "Pamięci 120 żołnierzy niemieckich, którzy zginęli w nocy z 26 na 27 stycznia 1945 roku".

Krzyż ku pamięci

Henryk Mercik,
konserwator zabytków w Rudzie Śląskiej:

Krzyż jest symbolem, który łączy, a wobec śmierci każdy jest równy. Krzyż uświęca to miejsce, więc jest nadzieja, że nikt nie odważy się naruszyć spokoju tego miejsca. Gdyby się coś z tym krzyżem stało, wierzę, że mieszkańcy o tym poinformują władze miasta. Pisząc na tablicy o 120 poległych żołnierzach, opieraliśmy się na relacjach wiarygodnych dla nas świadków tamtych wydarzeń. Jeżeli pojawią się inne wiarygodne dane, to zmienimy napis.

Eugeniusz Suchanek, prezes firmy Varmex z Katowic, która na zlecenie polsko-niemieckiej Fundacji "Pamięć" dokonywała ekshumacji zbiorowej mogiły żołnierzy niemieckich w Halembie, pisze do Dziennika Zachodniego pełen oburzenia list. Pyta, komu i czemu służy to, że dociekamy prawdy o bezimiennej mogile. Rzekomo "z wyjątkową brutalnością" chcemy skłócić Polaków i Niemców. To wszystko nieprawda. Mogiła niemieckich żołnierzy, kult zmarłych połączył w Halembie i tych, których bliscy służyli w Wehrmachcie, i tych, których dziadkowie walczyli w powstaniach śląskich. Warto o tym pamiętać. Dziś mówią: - Miejscowi szanowali pamięć o zabitych. Swoi przyszli i zniszczyli.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rudaslaska.naszemiasto.pl Nasze Miasto