MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Lokatorzy sądzą, że ogień podłożył sąsiad

Michał Wroński
Pod wnioskiem do zarządu RSM podpisali się wszyscy lokatorzy z bloku – jak mówią nie dopuszczą, by do mieszkania wrócił uciążliwy sąsiad, którego po prostu się boją.
Pod wnioskiem do zarządu RSM podpisali się wszyscy lokatorzy z bloku – jak mówią nie dopuszczą, by do mieszkania wrócił uciążliwy sąsiad, którego po prostu się boją.
Tylko cudem nie doszło do tragedii, gdy w bloku przy ulicy Bogusławskiego 5 wybuchł pożar. Ogień pojawił się w mieszkaniu na czwartym piętrze. Sąsiedzi twierdzą, iż jego właściciel celowo podpalił lokal.

Tylko cudem nie doszło do tragedii, gdy w bloku przy ulicy Bogusławskiego 5 wybuchł pożar. Ogień pojawił się w mieszkaniu na czwartym piętrze. Sąsiedzi twierdzą, iż jego właściciel celowo podpalił lokal. Wcześniej miał się odgrażać, że spali lub wysadzi budynek.

Mieszkańcy zapowiadają, że nie dopuszczą, by mężczyzna wrócił do bloku.

Podpalił własne mieszkanie?

Pożar wybuchł po czwartej nad ranem. Gdy strażacy dotarli na miejsce, wychodzące przez okna płomienie sięgały kolejnego piętra. Ogień udało się opanować, lecz mieszkanie pod "trzynastką" zostało doszczętnie wypalone.

- Z powodu wysokiej temperatury spadły tynki, zniszczone zostały panele i boazeria - wylicza Andrzej Małysiak, zastępca komendanta wireckiej jednostki PSP. Jak przyznaje, aby dostać się do mieszkania strażacy musieli wyważyć drzwi, gdyż właściciela nie było w środku. Mężczyzna wraz z konkubiną "odnalazł" się na balkonie piętro niżej, gdzie zszedł po uplecionej z ubrań "linie".

- Zapytałam tę kobietę, co się tam stało, a ona mi powiedziała "Marian, ten debil podpalił mieszkanie" - relacjonuje sąsiadka.

To, że konkubina mężczyzny mówiła o podpaleniu przez niego lokalu potwierdza także druga z sąsiadek. Jak dodają poranny pożar był zwieńczeniem trwających przez pół nocy awantur w mieszkaniu pod "trzynastką".

Nikogo nie ostrzegł

- Od godziny pierwszej biegał po korytarzu, wrzeszczał, klął, krzyczał "zabiję", a później z kolei wzywał policję. Nikt jednak nie reagował, bo wszyscy już mają dość ciągłego wykłócania się z nim, skoro to i tak nigdy nie pomagało. Gdy jednak z góry dał się słyszeć łomot i wrzaski tej kobiety, nie wytrzymałam i podniosłam się, by złapać za telefon. Wtedy zobaczyłam kłęby dymu za oknem - było wręcz sino. Byłam tak przerażona, że zapomniałam numeru do straży pożarnej. Pobiegłam więc budzić sąsiadów - mówi nasza rozmówczyni. Zapewnia, iż ani uciekający mężczyzna, ani jego konkubina nie dali reszcie lokatorów żadnego ostrzeżenia o wybuchu pożaru.

- Żadne z nich nie krzyknęło nawet "pali się". Tego słowa nie usłyszeliśmy od nich do końca. Podejrzewam, że chcieli sami uciec bez jakiegokolwiek ostrzeżenia pozostałych mieszkańców - ocenia.

Sąsiedzi mówią "dosyć"

Dochodzenie w sprawie przyczyn pożaru prowadzi policja - na razie funkcjonariusze nie doszli jednak do żadnych wiążących ustaleń. Być może dlatego, iż jak twierdzą lokatorzy budynku - mimo wstępnych zapowiedzi - nikt jeszcze ich nie przesłuchał w tej sprawie. Mieszkańcy są zaś zdeterminowani. Rozważają wytoczenie sąsiadowi sprawy sądowej. Przede wszystkim zapowiadają jednak, iż nie pozwolą, by wrócił do budynku. Wysłali pismo do zarządu Rudzkiej Spółdzielni Mieszkaniowej - właściciela bloku - z wnioskiem o skreślenie mężczyzny z grona spółdzielców, co byłoby równoznaczne z pozbawieniem go prawa do mieszkania. "Uważamy, że wystarczająco długo znosiliśmy cierpliwie jego agresywność i zastraszanie(...) Nie chcemy żyć w strachu o swoje i bliskich zdrowie i życie" - piszą w petycji. Jak przekonują, mężczyzna od lat urządzał w swoim mieszkaniu pijackie awantury, zanieczyszczał blok, obrzucał interweniujących sąsiadów wyzwiskami i groził wysadzeniem lub podpaleniem budynku - przed dwoma laty po interwencji Straży Miejskiej sprawa trafiła do sądu.

- Dowiedział się, kto zeznawał przeciwko niemu i zaczął się mścić, śląc na nas skargi do Straży Miejskiej o to, iż rzekomo nie pilnujemy naszego psa - mówi sąsiadka.

Chcieliby, ale się boją

Decyzję o wykluczeniu z RSM może podjąć Rada Nadzorcza spółdzielni. Andrzej Pacławski - kierownik administracji nr 1 w Goduli, której podlega osiedle przy ulicy Bogusławskiego - przekonuje, że dopiero po pożarze dowiedział się o groźbach jakie pod adresem sąsiadów kierował właściciel spalonego mieszkania. - Musimy poczekać na oficjalne stanowisko policji w tej sprawie. Jeśli potwierdzi się to, co mówią lokatorzy, to na pewno z naszej strony będzie również wniosek do Rady Nadzorczej o wykluczenie go z RSM. Na razie mieszkanie czeka remont, który jak oceniam potrwa z jakieś 3-4 miesiące. Na ten czas chcieliśmy dać lokal zastępczy, choć po tym wszystkim, co usłyszeliśmy na jego temat trochę się obawiamy. Póki co mieszkanie nie zostało mu jeszcze przekazane, a on sam jest teraz nieuchwytny - mówi Andrzej Pacławski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zasady głosowania w wyborach europejskich 9 czerwca

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rudaslaska.naszemiasto.pl Nasze Miasto