Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przystanek Antarktyda

Ewa Skuta
Decyzję o wyjeździe do pracy na Stacji Polarnej im. Henryka Arctowskiego Michał podjął bez wahań. Fot. archiwum wyprawy
Decyzję o wyjeździe do pracy na Stacji Polarnej im. Henryka Arctowskiego Michał podjął bez wahań. Fot. archiwum wyprawy
40-stopniowe mrozy, lodowce, niepewność jutra. Na Antarktydzie to codzienność. Ale Michał Kaczmarczyk, dziś 30-letni kucharz z Rudy Śląskiej, decyzję o wyjeździe podjął w pięć minut.

40-stopniowe mrozy, lodowce, niepewność jutra. Na Antarktydzie to codzienność. Ale Michał Kaczmarczyk, dziś 30-letni kucharz z Rudy Śląskiej, decyzję o wyjeździe podjął w pięć minut. Zanim znalazł się na skutym lodem kontynencie, gotował dla klientów popularnego pubu w Rudzie Śląskiej. Poprzednio mieszkał trochę pod Berlinem, trochę w Ustroniu.

- O Antarktydzie nie wiedziałem prawie nic. Wcześniej czytałem tylko o Odarpim - żartuje. Przełom nastąpił, kiedy pomagał w przygotowaniu wystawy fotograficznej Alfredowi Pietrzykowskiemu, swojemu przyjacielowi, nauczycielowi zawodu w technikum gastronomicznym. Pietrzykowski dwa razy wziął udział w ekspedycjach organizowanych przez Polską Akademię Nauk. Tam gotował dla uczestników wypraw badawczych przebywających w stacji im. Henryka Arctowskiego na Wyspie Króla Jerzego. Gdy sam nie mógł jechać, zaproponował podróż Michałowi.

Gorące przywitanie

Rejs w tamtą stronę trwał 44 dni. - Podróżowaliśmy rosyjskim statkiem naukowo-turystycznym Polar Pionier. Wypłynęliśmy z Gdyni, ostatni postój był w Argentynie - opowiada Michał. - Tam spędziliśmy dwa dni. Statek był kontrolowany przez argentyńską straż graniczną. Odbywał się akurat szczyt Organizacji Państw Amerykańskich, trwały protesty antyglobalistów. W ramach pokazówki dla telewizji kontrolowali nasz statek pod względem bezpieczeństwa, sprawdzali, czy nie ma ładunków wybuchowych. Trwało to trzy godziny - wyjaśnia.

11 listopada ekipa przybiła do brzegów Wyspy Króla Jerzego. Tam przywitano ich chlebem i solą. Od tej pory ich domem była Polska Stacja Polarna im. Arctowskiego. - Chłodnie, hale garażowe, domki letnie dla naukowców - pokazuje Michał palcem na mapie. - Stoi tam też latarnia morska. Śmialiśmy się, że to najbardziej wysunięta na południe polska latarnia. Obok niej kapliczka z Maryją. Poświęcił ją rosyjski pop. Nazywaliśmy ją Matką Boską Arctowską - żartuje.

Savoir-vivre na śniegu

Na wyspie jest nawet sklep z pamiątkami. Odwiedzają go turyści, którzy za 25 dolarów mogą sobie kupić wyjątkowy T-shirt upamiętniający wizytę. Polska stacja jest najbardziej gościnna, zawsze częstuje przybyłych paluszkami i kawą. Poza tym dla członków ekipy to jedyna okazja, kiedy to oni mogą być gospodarzami. Bo na co dzień czują się gośćmi - pingwinów, fok, słoni morskich. Łączy się z tym specyficzny savoir-vivre.

- Zwierzęta mają tam zawsze pierwszeństwo. Kiedy szedłem drogą i z naprzeciwka nadchodził pingwin, przystawałem i czekałem, aż spokojnie przejdzie - tłumaczy Michał. Zwierzęta nie boją się ludzi, bo na lądzie nie mają naturalnych wrogów. Dlatego kiedyś foki i uchatki były masowo wybijane.

Na pozór życie w stacji było monotonne. - Piąta rano: pobudka i przygotowanie śniadania zaplanowanego na ósmą. O dziewiątej naukowcy szli w teren. O czternastej obiad, o piętnastej powrót do pracy, o dziewiętnastej kolacja i czas wolny. Ja mogłem odpoczywać tylko w niedziele - opowiada Michał. Gotowanie nie było jego jedynym obowiązkiem. Był towarzyszem ekipy, pomagał sporządzać mapy terenowe.

Bywało też niebezpiecznie. O tym Michał opowiada niechętnie. - Byliśmy kiedyś ponad dziesięć dni na "refuge", czyli w małej chatce traperskiej, gdzie można się ogrzać i jest depozyt żywnościowy. Doktor Rafał Pudełko robił nowe mapy terenowe. Codziennie przeprawialiśmy się przez zatokę. Pewnego razu zepsuł się silnik i przez kilkanaście godzin byliśmy uwięzieni na Wyspie Pingwina, pod gołym niebem. Rozpaliliśmy ognisko. Ogrzewaliśmy się gorącymi kamieniami, które wkładaliśmy do kieszeni. W końcu przypłynął po nas kuter ze stacji - opowiada Michał.

Szkoła tolerancji

W takich niebezpiecznych sytuacjach najważniejsza jest silna i zwarta grupa. - Na naszej XXX wyprawie było 30 osób. Na zimę zostało 13, w tym jedna kobieta. W grupie panowała miła atmosfera. Musieliśmy spędzić ze sobą kawał czasu. Ludzie mają różne charaktery, ale na stacji trzeba być tolerancyjnym. To był nasz dom - kontynuuje Michał. Na zdjęciach i filmach z wyprawy ekipa faktycznie wygląda na szczęśliwą, zgodną. Zazwyczaj musieli się cieszyć swoim towarzystwem. Na ważniejsze wydarzenia, jak święto stacji 26 lutego, zapraszali mieszkańców innych placówek. Zapytany, jak sobie radził z tęsknotą, odpowiada, że był przygotowany na ciężkie chwile. Przyznaje jednak, że nie było łatwo żyć bez rodziny i dziewczyny Agaty. Czas wolny wypełniał sobie spacerami, pomaganiem naukowcom w pracach na lodowcach. Na stacji jest też siłownia, sauna, można pograć w ping-ponga. Pomocna była przyjaźń z członkami ekipy. Piotra Angiela, geografa i autora zdjęć upamiętniających wyprawę, wymienia jako najbliższą osobę. Podczas wakacji planują zorganizować wystawę zdjęć Piotra.

Szczęśliwy powrót

O Antarktydzie Michał potrafi mówić bez końca. - Tam może zaskoczyć każdy dzień. Pamiętam, jak przybijaliśmy do wyspy. Przed nami góry lodowe w malinowym zachodzie słońca. To było tak niesamowite, że nikt nie odezwał się ani słowem. Tego się nie da opisać, tam trzeba być - mówi.

Czego nauczyła go ta podróż? - Cierpliwości do ludzi. Straciłem za to cierpliwość do siebie i rzeczy martwych - żartuje. Miał wyjechać na dwanaście miesięcy, został dodatkowe sześć. Jednorazowo był tam najdłużej spośród wszystkich kucharzy. A potem ruszył w drogę powrotną przez Mar del Plata do Buenos Aires, gdzie odwiedził grób Evy Peron i zabytkową "dzielnicę tanga" - Boka. Później przesiadał się z jednego samolotu do drugiego: Sao Paulo, Monachium, Dortmund, Katowice. I Ruda Śląska. Pierwsze wrażenie na widok rodzinnego miasta? - Boże, jak tu pięknie! Wróciłem do raju.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto