Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rodzina - największy problem polskiej szkoły

Rozmawiał: Paweł Arczewski (APP)
Rozmowa z prof. Januszem Czapińskim   Paweł Arczewski: Większość polskich nastolatków pije alkohol. Co trzeci w ciągu ostatnich 12 miesięcy brał narkotyki. Prawie wszędzie dochodzi do aktów przemocy.

Rozmowa z prof. Januszem Czapińskim
 
Paweł Arczewski: Większość polskich nastolatków pije alkohol. Co trzeci w ciągu ostatnich 12 miesięcy brał narkotyki. Prawie wszędzie dochodzi do aktów przemocy. Co się dzieje w polskich szkołach?

Janusz Czapiński: W porównaniu z innymi krajami Europy czy USA nie jest u nas jeszcze najgorzej. Chociaż przyznaję, sytuacja nie poprawia się. Szczególnie niepokojące jest, że w ostatnich latach znacznie zwiększyła się grupa dziewcząt pijących alkohol. Piją one tak samo dużo jak chłopaki.

PA: A jeśli chodzi o przypadki przemocy?

JC: W ciągu ostatniego roku - mimo różnych prób zaprowadzenia porządku w szkołach - sytuacja się nie zmieniła. Podobnie jak wtedy 8-9 proc. uczniów zostało pobitych przez rówieśników. Wzrosła natomiast agresja pomiędzy nauczycielami i uczniami. Przejawia się ona w wyrzucaniu uczniów za drzwi, prowokowaniu nauczycieli, czy urąganiu słowem.

PA: Gdzie jest najgorzej?

JC: Jeśli chodzi o przemoc psychiczną, to najgorzej jest w gimnazjach. Również tam występuje niepokojące nasilenie agresji ze strony nauczycieli. Szczególnie wiele takich przypadków odnotowaliśmy w drugiej klasie gimnazjum. Jeśli chodzi o przemoc fizyczną, to najwięcej tego typu aktów jest w szkołach podstawowych. Później jest już spokojniej.

PA: A jakie dzieci są najczęściej obrażane i wyzywane? Innymi słowy, kto najczęściej doświadcza przemocy psychicznej?

JC: Są to ci, którzy się wyróżniają: pozytywnie bądź negatywnie. Z jednej strony należą do nich grzeczne, dobrze ułożone dzieci, które mają dobre relacje z nauczycielami i rodzicami. Takie "chodzące ideały", na których inni chętnie się wyżywają i które same się nie obronią. Z drugiej zaś są to np. dziewczyny pijące alkohol i być może robiące jeszcze gorsze rzeczy, o których inni bezwzględnie plotkują i które są szykanowane.

PA: Czy da się jednoznacznie określić, kim są ofiary przemocy?

JC Ofiary przemocy fizycznej są bardzo często również agresorami. Bójki odbywają się zazwyczaj w swoim gronie. Takie dzieci mają przeważnie na sumieniu także inne grzechy: palenie papierosów, picie alkoholu czy zażywanie narkotyków. Z naszych badań wynika, że łączy się to z sytuacją w ich rodzinach. Gdy rodzice nie interesują się sytuacją w szkole albo są rozwiedzeni, wówczas nasila się ryzyko tych negatywnych zjawisk. Dzieci z takich rodzin są znacznie częściej ofiarami agresji fizycznej. Natomiast normalne, spokojne dziecko z kochającej się rodziny rzadko jest fizycznie krzywdzone przez kolegów.

PA: Co mogą zrobić rodzice, by ich dzieci nie stały się ofiarami przemocy w szkole?

JC: Rodzice muszą się interesować tym, co dzieje się w szkole. Jeśli np. nie chodzą na wywiadówki, to rośnie ryzyko, że z ich dzieckiem może stać się coś złego. Poza tym muszą rozmawiać z dziećmi i wzbudzić w nich zaufanie do siebie. Bardzo często jest bowiem tak, że dzieci, które padają ofiarą przemocy i które same nie są agresorami, po prostu boją się o tym powiedzieć w domu. Jeśli dodatkowo nie ufają nauczycielom, albo nie mają przyjaciół, to te przykre emocje duszą w sobie. To jest bardzo niebezpieczne.

PA: A co robić, gdy dziecko już padło ofiarą agresji w szkole?

JC: Przede wszystkim rodzice i nauczyciele muszą się o tym dowiedzieć. A do tego - jak już wspomniałem - konieczne jest wzajemne zaufanie. O przypadkach obrażania czy plotkowania uczniowie z reguły mówią dorosłym. Gorzej jest w razie przemocy fizycznej. Ofiary są często zastraszone przez rówieśników. Wiedzą, że jeśli "zrobi się afera" i sprawcy zostaną pociągnięci do odpowiedzialności, to w tej szkole one same nie będą miały łatwego życia.

PA: Co wtedy?

JC: Myślę, że należy inaczej spojrzeć na sprawców tego typu aktów. To z reguły nie są urodzeni przestępcy, którzy już we krwi mają chęć czynienia zła. W takich sytuacjach nauczyciele powinni zainteresować się, skąd bierze się ich nienawiść do świata. Przeważnie w ich domach nie dzieje się dobrze. Są oni osamotnieni i czują głód miłości.

PA: Czy teraz nauczyciele tego nie robią?

JC: Niestety, nie. Zazwyczaj reagują tylko na objawy - na to, że ktoś szykanuje swoich kolegów czy przeszkadza w lekcjach. Takich delikwentów wyrzuca się wtedy za drzwi, obraża albo karze w inny sposób. Tylko bardzo niewielu nauczycieli rzeczywiście interesuje się tym, co dzieje się w rodzinie ucznia. A przecież jeśli rodzice mimo kolejnych wezwań nie przychodzą do szkoły, to nauczyciel sam powinien się do nich wybrać. Tak, jak konieczne jest zainteresowanie rodziców szkołą, tak samo potrzebne jest zainteresowanie nauczycieli tym, co dzieje się w rodzinach uczniów.

PA: Z tego co pan mówi, wynika, że głównym problemem polskiej szkoły są rodziny.

JC: Tak, to prawda. Zło polskiej szkoły to jest zło rodziców i od rodzin powinno zacząć się uzdrawianie szkoły. Zdecydowano się jednak na inną receptę. Program "Zero tolerancji" ma wprowadzić w szkołach więcej porządku i dyscypliny. Nie uważam, by represje mogły w tym pomóc. Osadzanie tych, którzy burzą pokój, w specjalnych ośrodkach nie zmniejszy skali patologii.

PA: Co zatem stanie się z polską szkołą? Czy musimy się przygotować na akty agresji, o których nieraz słyszymy z USA czy Wielkiej Brytanii?

JC: Szkoła jest wyostrzonym obrazem tego, co dzieje się w społeczeństwie. Jeśli w Polsce wzrośnie liczba rozbitych rodzin i rodzin, w których są konflikty, a brakuje miłości i dobrej rozmowy między dziećmi a rodzicami, to także w szkołach będzie więcej negatywnych zjawisk. Więcej będzie bowiem dzieci niekochanych, czyli innymi słowy kandydatów na rozrabiaków, narkomanów i pijaków. Mam jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie.

PA: Marzec to czas, gdy rodzice i dzieci wybierają przyszłe szkoły. Czy jest coś, na co należy zwrócić uwagę, by uniknąć zagrożeń i wybrać "szkołę bez przemocy"?

JC: Niestety, tego gołym okiem nie widać. Nie można przeceniać pojedynczych przypadków pobicia czy narkomanii, o których jest nieraz głośno i o których się mówi. To mogą być tylko sporadyczne zdarzenia. Równocześnie brakuje dostępnych obiektywnych danych. Są różne rankingi, które mówią, jak szkoły przekazują wiedzę i jakie wyniki uczniowie uzyskują na egzaminach gimnazjalnych czy maturalnych. Natomiast nikt w Polsce nie robi statystyk z punktu widzenia bezpieczeństwa dzieci w szkołach. Powinny one powstać i myślę, że nasze badania są dobrym punktem wyjścia.

Prof. Janusz Czapiński jest psychologiem społecznym, pracuje na Uniwersytecie Warszawskim i w Wyższej Szkole Finansów Zarządzania w Warszawie. W ramach kampanii „Szkoła bez przemocy” kierował badaniami, które objęły blisko 200 polskich szkół.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto