Marsz śmierci, którym w styczniu 1945 roku, hitlerowcy przepędzali więźniów KL Auschwitz, prowadził również przez naszą ziemię. Pozostały po nim groby zakatowanych, bezbronnych ofiar. W każdej miejscowości, przez którą prowadziła trasa Marszu Śmierci, znalazło się też grono ludzi, którzy postąpili godnie, pomagając ludziom, ratując ich życie, nieraz z poświęceniem własnego. Nazywa się ich Sprawiedliwymi, choć nie wszyscy otrzymali to zaszczytne wyróżnienie.
Bo Sprawiedliwych było więcej. W skali kraju, ponad sześć tysięcy, w skali ziemi pszczyńskiej przykładów bohaterskich, ale nie tylko – bo chodzi nawet o zwykłe, przyzwoite ludzkie postawy jak choćby podanie ciepłej zupy, kawy, kawałka chleba – takich przykładów również było wiele, bardzo wiele. Mogę tak powiedzieć, bo historia przemarszu i ratowania jest mi bliska, nie tylko z racji historycznej profesji, ile z rodzinnych powodów. Moi pradziadkowie, Zofia i Augustyn Godziek z Brzeźc, zostali pośmiertnie uhonorowani medalem Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata za uratowanie trzech Żydówek.
Wspominam o tym dlatego, że niedawno tygodnik „Uważam Rze” zamieścił specjalny dodatek poświęcony polskim Sprawiedliwym. Wymieniono w nim nazwiska wszystkich Polaków, którzy ratowali Żydów i odnaczeni zostali przez instytut Yad Vashem z Jerozolimy - a jest ich ponad sześć tysięcy. Polscy Sprawiedliwi stanowią 1/4 wszystkich uhonorowanych na świecie.
Świadkowie tych wydarzeń odchodzą, a pamięć trzeba przekazać dalej, następnym pokoleniom. Można w formie multimedialnej, jak czyni to Muzeum Żydów Polskich, realizując projekt "Polscy Sprawiedliwi - Przywracanie pamięci" [www.sprawiedliwi.org.pl]. Mnie jednak osobiście zaimponowała niezwykła próba upamiętnienia, czy też przypomnienia tych wydarzeń podjęta przez 70. letniego Jana Stolarza, mieszkańca Radlina, który 5 i 6 stycznia tego roku z kilkunastoma innymi śmiałkami, przeszedł śladami Marszu Śmierci, od Oświęcimia, mieszczącego się tu obozu koncentracyjnego KL Auschwitz, aż do Wodzisławia, miejsca załadunku transportów więźniów. Silny wiatr, mróz, 70 kilometrowa trasa – warunki pogodowe niemal zbliżone do tych „historycznych”. Poza oczywiście, resztą, której nawet najlepsze rekonstrukcje nie odtworzą. Bo i po co? Nie o to chodzi.
Pan Jan Stolarz chciał uczcić pamięć więźniów. Tylko tyle i aż tyle. W internetowej kronice tego przedsięwzięcia czytamy:
„Trasa, która została wybrana to jedna z tras marszu śmierci ze stycznia 1945 roku prowadząca przez następujące miejscowości: Oświęcim, Brzeszcze, Jawiszowice, Miedźna, Pszczyna, Poręba, Brzeźce, Studzionka, Pawłowice, Bzie Zameckie, Jastrzębie Górne, Jastrzębie Zdrój, Mszana, Wilchwy, Wodzisław Śląski. Odwiedzaliśmy tam miejsca pamięci (mogiły, pomniki, tablice) gdzie chwilą ciszy i krótką modlitwą oddawaliśmy hołd pamięci ofiarom Marszu Śmierci”.
Inicjatorzy tego marszu pamięci wszędzie spotykali się z serdecznym przyjęciem i zainteresowaniem, tak jak w Studzionce, gdzie, jak wspominają „już na drodze powitali nas strażacy miejscowej OSP a wkrótce również mieszkańcy Studzionki częstując nas gorącymi napojami oraz dobrym słowem…”
Taki marsz pamięci to najlepsza lekcja historii.
Uwaga na Instagram - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?