Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Targowisko Wirek: Handlarze uciekną zanim to zrobią klienci?

Michał Nowak
Spróbujcie w czwartek zaparkować samochód w pobliżu targowiska na Wirku, a zobaczycie, że nie jest to łatwe. Klientów nie brakuje, ale handlarze nie widzą powodów do zadowolenia.

Rudzianie w każdy czwartek tłumnie odwiedzają targ w poszukiwaniu artykułów wszelkiej maści: warzywa, owoce, ubrania, obuwie, kwiaty, meble, antyki i sprzęt elektroniczny - czego nie da się tam znaleźć? Postanowiliśmy więc odwiedzić targowisko i podpytać handlarzy jak kwitnie sprzedaż. Jak się okazało, tłumy ludzi wcale nie gwarantują dobrego utargu - sprzedawcy wyrażali wiele głosów niezadowolenia, z których wynika, że przyszłość targowiska rysuje się w ciemnych barwach.

Ludzie przychodzą, ale rzadko kupują

Wszystko, co możemy znaleźć na targu, jest również dostępne w centrach handlowych i sklepach dyskontowych. Nie dość, że stwarzają one dużą konkurencję, to jeszcze zmieniają zachowania klientów, co nie podoba się sprzedawcom. - Dziś jest coraz mniej kupujących, a coraz więcej "wybieraków" - mówi pani Ilona, od pięciu lat handlująca warzywami i owocami na targu w Wirku. - Ludzie przychodzą wydotykać asortyment i sami nie wiedzą czego szukają. Ceny są zaniżone, pomarańcz kosztuje złoty pięćdziesiąt, a ludzie jeszcze przebierają. Winogron od przewracania oblatuje, musimy go potem przeceniać, bo nikt tego nie kupi. Ja już nie mam nerwów do tego. Nie ma kupujących, są tylko gapie - dodaje.

Niektórzy sprzedawcy próbują sobie tłumaczyć małą sprzedaż tym, że zaczął się niedawno rok szkolny, a niebawem zbliżają się święta i ludzie mogą mieć mniej pieniędzy. Nie zmienia to jednak faktu, że zachowania kupujących doprowadzają sprzedawców do gorączki. - Chyba najdłużej tutaj jeżdżę, handluję w tym miejscu od dwudziestu lat - twierdzi pani Danusia, sprzedawczyni kwiatów. - Kiedyś było lepiej, po kwiaty stały kolejki ludzi i bez przerwy robiło się bukiety. Teraz chyba ludzie mają większe wymagania, jest więcej dodatków do bukietów niż było kiedyś. Chociaż sama sprzedaję kwiaty, bywają też sytuacje, że ktoś przychodzi z marketu z paczką róż i każe sobie zrobić z tego bukiet. Raczej tego nie robię - mówi kwiaciarka z Wirku i dodaje, że coraz rzadziej widuje nowe twarze wśród klientów, a częściej robi bukiety dla stałych bywalców i znajomych.

Targowisko to trudne miejsce do handlu

- Ludzie są dzisiaj rozpieszczani, wolą spędzać czas w hipermarketach niż na targu - twierdzi Magda. - Ale czemu się dziwić? Tam mają dach nad głową, w zimę jest ciepło a sprzedawcy sami zachęcają do oglądania. Tutaj chyba przyjeżdża się z przyzwyczajenia. Ciekawe co mają zrobić ludzie, których nie stać na otwarcie sklepu w "molochu" - mówi sprzedawczyni wyrobów skórzanych.

- Na targu można co najwyżej piękne panie pooglądać, a nie handlować - stwierdza Piotr, który widzi problem gdzie indziej. - Dla nas największą bolączką są obcokrajowcy, którzy stwarzają nieuczciwą konkurencję. My na przykład mamy bluzę za sześćdziesiąt złotych, a u Bułgara albo Chińczyka można taką kupić za czterdzieści. Ludzie się nawet nie zastanawiają i idą kupować do obcokrajowców, do nas zagląda co najwyżej Urząd Skarbowy. A jak im powiedziałem, żeby skontrolowali Bułgarów, to mnie jeszcze spytali czy jestem rasistą! Oni nie płacą podatków ani ZUS-u, nie mają zarejestrowanych działalności, a jak przychodzi co do czego, to udają jeszcze, że nie mówią po polsku - twierdzi Piotr, który na Wirek przyjeżdża od ośmiu lat. Tego samego zdania są handlarze pracujący z Piotrem. Niestety, żaden z obcokrajowców nie chciał z nami rozmawiać.

Jaka przyszłość czeka targowisko?

Handlarze z Wirku w większości nie są zbyt wylewni i rzadko kiedy chcą opowiadać o swojej pracy. Zgodnie jednak twierdzą, że na targowisku wielkiej przyszłości nie ma. Ania i Ewelina od lat sprzedają kurtki i widzą zmiany zachodzące w tym miejscu.

- Kiedyś trzeba było zapłacić dwanaście tysięcy złotych, żeby wynająć tutaj stragan. Teraz już nie trzeba płacić, wystarczy zrobić rezerwację, bo i tak są puste miejsca - mówi Ania. - W tej chwili mamy październik, czyli teoretycznie najlepszy okres na sprzedaż. Ale na razie jakoś tego nie odczuwamy. Popracuje tutaj jeszcze do końca grudnia, a jeśli nic się nie ruszy, to wyjadę do Niemiec. Znajomi męża prowadzą tam mechanikę pojazdową, może się zatrudnię jako sekretarka - dodaje.

Pesymizmu i powodów do narzekań nie brakuje. Czy zatem przyszłość targu jest zagrożona? Wiele bazarów nie wytrzymało próby czasu i zostało zlikwidowane, ale niekoniecznie musi tak się stać z targowiskiem na Wirku. Chociaż zmieniają się zachowania klientów, jak i sam sposób handlu, trudno sobie wyobrazić miasto bez tego targu.

Z kolei miejsca takie jak świecąca pustkami Ruda Park (nowy kompleks handlowy przy skrzyżowaniu ulic 1 Maja, Zabrzańskiej i Wolności) pokazują, że o klientów dzisiaj nie jest łatwo, niezależnie od miejsca prowadzenia biznesu.

Trzeba dodać, że Wirek to dla wielu mieszkańców miejsce kultowe, które na stałe wrosło w krajobraz Rudy Śląskiej. Mało kto w ogóle pamięta czasy, kiedy na Wirku targu nie było. Tutaj przyjeżdżają ludzie, dla których czwartkowy jarmark jest pewną formą rytuału. Przychodzą chłonąć atmosferę, spotykać znajomych i oglądać wystawy. Patrząc jednak z punktu widzenia handlarza - może to jest właśnie problemem.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rudaslaska.naszemiasto.pl Nasze Miasto