Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wiktor Skworc wraca do siebie. Jak go wspominają Rudzianie? [ZDJĘCIA]

Joanna Oreł
Po naszej ubiegłotygodniowej publikacji, odnośnie życiorysu arcybiskupa Wiktora Skworca, z naszą redakcją skontaktowała się kuzynka nowego metropolity katowickiego - Weronika Copik, z domu Skworc. Okazuje się, że krewna abp Skworca mieszka w Halembie. Mało tego, w rodzinnych albumach, ma archiwalne zdjęcia kuzyna, zaś w głowie i w sercu - mnóstwo ciepłych wspomnień. Rudzianka opowiedziała nam o nich.

- Nie pamiętam wszystkiego z życia Wiktora, bo jest między nami 4 lata różnicy. On jest starszy - rozpoczyna Weronika Copik.
- Za to ja pamiętam! Z Wiktorem chodziliśmy do tego samego przedszkola - przerywa mąż pani Weroniki - Henryk Copik. - Do dziś mam w głowie pewien obrazek. Kończymy przedszkole, jest uroczyste pożegnanie i rozdanie nagród za grzeczne zachowanie i utrzymywanie porządku. Do kogo trafiają? Ano do dwóch przedszkolaków - Wiktora Skworca i Jana Noconia - wspomina z uśmiechem pan Henryk.

Jak się po latach okazało - zarówno jeden, jak i drugi spokój mieli we krwi i jako drogę życiową wybrali drogę kapłaństwa. Ksiądz Jan Nocoń jest proboszczem parafii Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych w Katowicach Wełnowcu, a arcybiskup Wiktor Skworc - jak wiadomo - zostanie nowym metropolitą katowickim.
I właśnie ten jego spokój ducha oraz zrównoważenie najczęściej przewija się we wspomnieniach jego bliskich.

- Kiedy rodzina Wiktora przeprowadziła się z ulicy Gęsiej na ulicę Dąbrowszczaków (obecnie ul. Niedzieli - przyp. red.), ja mieszkałam przy ul. Bielszowickiej. Biegałam do kuzyna, jak tylko czegoś potrzebowałam. Najczęściej to były książki - przyznaje pani Weronika.

Jak się okazuje - to właśnie lektury najbardziej absorbowały młodego Wiktora Skworca. - Miał całe sterty książek. Czasem jak wchodziłam do jego pokoju, na małym stryszku, to nawet nie widziałam Wiktora, bo tyle miał tych książek - śmieje się kuzynka nowego metropolity katowickiego.

Zresztą, jego szczodrość i uczynność przejawiała się niemalże we wszystkim. - Zawsze mi mówił przychodź i bierz, nie ma problemu - wspomina nasza rozmówczyni. - Wiktor zawsze był dla mnie trochę, jak starszy brat - dodaje po namyśle.

Jednak oprócz nauki i czytania, arcybiskup już od najmłodszych lat był silnie związany z kościołem jako ministrant.

- Czy był chory, czy zdrowy, zawsze musiał być na mszy. Nigdy sobie nie odpuszczał - powtarzają krewni nowego metropolity katowickiego.
Wydarzeniem, które sprawiło, że abp Skworc stał się jeszcze bardziej dojrzały, była śmierć ojca. - Wiktor miał wtedy 16 lat. On nie pokazywał po sobie smutku, ale ja go widziałam - w spojrzeniu i zachowaniu - mówi z zadumą Weronika Copik.

Zresztą zarówno dla arcybiskupa, jak i jego kuzynki Jerzy Skworc (ojciec Wiktora) był jedną z najważniejszych osób w życiu. - Przekochany człowiek - podkreśla kobieta.
Drugą taką osobą dla kuzynostwa była ich wspólna matka chrzestna, czyli ciocia mieszkająca w Borowej Wsi. - Co roku spędzaliśmy u niej miesiąc wakacji. Było tam tak cudownie - przy lesie, cichutko, spokojnie. Dla dziecka - raj dla ziemi - twierdzi pani Weronika.

Jednak młody Wiktor Skworc nie chciał tam zostawać zbyt długo. - Zawsze pytałam: - Wiktor, po co ty ciągle stoisz na tej ławce? Na co patrzysz? A on odpowiadał: - Czekam, kiedy wreszcie przyjedzie mama - uśmiecha się kuzynka arcybiskupa.

Nowy metropolita katowicki kochał jednak swoją chrzestną ponad wszystko. Choć z czasem zawsze było u niego krucho, przyjechał, kiedy miała 80. urodziny, by odprawić mszę świętą.

Kiedy więc, w czasach młodości, abp Skworc miał chwilę dla kolegów? - Nie miał jakiejś "paczki". On lubił przebywać z ludźmi w ogóle - wspominają krewni arcybiskupa.

I zawsze chciał być księdzem? - Nie. Zawsze chciał być prawnikiem. Kościół wybrał po ukończeniu II Liceum Ogólnokształcącego w Rudzie Śląskiej-Wirku - dodaje rodzina.

I chociaż nasz arcybiskup drogą kapłaństwa przeszedł przez Katowice i Tarnów, do nowych zadań podchodził z uśmiechem i energią.
- Zawsze powtarzał - Ty się nic nie martw - tu są ludzie i tam są ludzie - przyznaje Weronika Copik, kuzynka arcybiskupa, która mieszka na Halembie.
Z pewnością podobnie było, gdy nowy metropolita katowicki rozpoczynał swoją "przygodę" z Afryką. Bowiem abp Skworc, jako przewodniczący Komisji Misyjnej Konferencji Episkopatu Polski, wizytuje misje na tym kontynencie i co nuż apeluje o pomoc dla głodujących mieszkańców.
Nigdy jednak abp Skworc nie zapomina o rodzinie. - Wiadomo, że na odwiedziny, czy częste telefony nie ma czasu, ale ciągle do siebie mejlujemy - opowiada pani Weronika.

Teraz nowy metropolita katowicki wróci do siebie, na Śląsk. Ingres do katedry katowickiej zaplanowano na 26 listopada br.
- Mówiąc po naszymu - wreszcie bydymy go mieć z powrotem - śmieje się kuzynka arcybiskupa. - Zawsze byłam z niego dumna, jako kuzyna. Teraz będę jeszcze bardziej - dodaje.

- On urodził się z powołaniem - po to, by spełniać misję tutaj, na Śląsku - mówi z przekonaniem Henryk Copik, mąż pani Weroniki.
A jak już pisaliśmy - arcybiskup urodził się przy ul. Gęsiej 4 w Bielszowicach. Okazało się również, że budynek ten istnieje nadal - nie został wyburzony, jak podaliśmy ostatnio.

Wyjaśnijmy również, że Weronika Copik jest kuzynką arcybiskupa od strony jego ojca - Jerzego Skworca. W Rudzie Śląskiej-Bielszowicach mieszka również kuzynostwo od strony matki Wiktora Skworca - Anny Nandzik. To Norbert Nandzik i jego żona Jadwiga oraz syn - Piotr. Reszta rodziny arcybiskupa Wiktora Skworca przebywa w Komprachcicach (woj. opolskie).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rudaslaska.naszemiasto.pl Nasze Miasto