Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ale Historia: Policjant z Rudy nie strzelał na postrach

Grażyna Kuźnik
Inspektor Józef Żółtaszek (drugi od lewej) był głównym komendantem Policji Województwa Śląskiego w latach 1928 - 1939
Inspektor Józef Żółtaszek (drugi od lewej) był głównym komendantem Policji Województwa Śląskiego w latach 1928 - 1939 NAC
80 lat temu dochodzi do niezwykłego procesu; na ławie oskarżonych siedzi rudzki policjant o nienagannej dotąd opinii. Śląska Policja jest narażona na ataki, ale nie ukrywa faktów. Policjant ma uczciwy proces i trafia do więzienia.

Cała Ruda 80 lat temu mówi o policjancie z miejscowego komisariatu, który został aresztowany przez swoich własnych kolegów. Sprawa jest poważna. Podobno na ulicy Bytomskiej zatrzymany strzelał z pistoletu do przechodniów. Jednego z nich zabił, a innego zranił tak, że stał się kaleką na całe życie. Aresztowany funkcjonariusz to Jan Wajdeman, starszy wywiadowca z Rudy. Dotąd nie było na niego żadnych skarg, aż do tej fatalnej nocy, gdy zaczął strzelać do ludzi na oślep. Co naprawdę się wydarzyło?

Wdowa po zabitym przez Wajdemana Jerzym Konkolu jest w rozpaczy. Zapowiada, że pozwie policjanta o środki na utrzymanie dla siebie i dzieci, bo na rodzinę zarabiał tylko mąż. Bez niego popadną w nędzę. Skarży się prasie, że policjant na pewno uniknie kary. Znajomi nie pozwolą mu przecież ani stanąć przed sądem, ani go skazać. Tak zamotają, że winny będzie tylko dobry mąż i ojciec Konkol. A wdowa, bez znajomości i pieniędzy, może od razu kupić sobie stryczek na szyję. Mieszkańcy Rudy podzielają jej zdanie.

Pacjent opowiedział niezwykła historię

Druga ofiara Wajdemana to trafiony w pierś młody rudzianin, Feliks Poledniok. Zabrano go do szpitala, gdzie operacja uratowała mu życie, ale pacjent zdrowie stracił na zawsze. Długo nie odzyskuje przytomności. Kiedy w końcu może mówić, opowiada śledczym niesłychaną historię. Zeznaje, że stanął w obronie zaczepianego na ulicy przez podpitych gości człowieka, chociaż ryzykował pobicie. A ten w podzięce wyjął broń i wymierzył mu prosto w serce.

Rudzianie są oburzeni i z napięciem czekają na decyzję prokuratora. Czy policjant trafi za kratki? Trzeba jednak najpierw odtworzyć prawdziwy przebieg zdarzeń. Jest kilku świadków, którym udało się uniknąć kul i wiedzą, co się stało na Bytomskiej.

Sytuacja powoli staje się jasna. Kiedy policjant o trzeciej w nocy idzie ulicą Bytomską, nie jest na służbie. Wraca z prywatnej wizyty. Czy jest pod wpływem alkoholu, nie wiadomo, bo nikt tego na czas nie sprawdził. Ale ma przy sobie broń, bez niej nigdzie się nie rusza. Wajdeman widzi kilku mężczyzn, którzy wyszli z lokalu i teraz o coś się szarpią. Chociaż nie zwracają na niego uwagi, policjant postanawia zaprowadzić na ulicy porządek.

Młodzi mężczyźni najpierw uwagi przechodnia puszczają mimo uszu, a potem się denerwują. Co go obchodzi, jak sie zachowują? Chce oberwać? Pijany jakiś? Któryś go popycha, drugi daje kopa, trzeci zaciska pięści. Wtedy pojawia się przechodzień, to właśnie Feliks Poledniok. Trzeźwy, wraca z pracy. Zna niektórych mężczyzn i chce przerwać awanturę. Ma nadzieję, że wszystko skończy się dobrze.

Świadkowie: oskarżony celował w ludzi

Poledniok zasłania sobą Wajdemana i przemawia wszystkim do rozumu; dajcie spokój, bo to się źle skończy, on jeden, a was kilku. Chcecie mieć człowieka na sumieniu? Idźcie do domów, do rodzin i dobranoc.
Grupa uspokaja się i odchodzi. Uratowany jednak wcale nie dziękuje swojemu wybawcy. Wyciąga nagle pistolet i strzela bez żadnego ostrzeżenia. Jeden z mężczyzn Jerzy Konkol dostaje w plecy, a wrośnięty w ziemię Poledniok w pierś. Reszta mężczyzn kryje się w bramie. Wajdeman strzela tak długo, aż braknie mu kul. Wtedy otaczają go jacyś ludzie, ktoś wzywa policję i lekarza. Sprawca jest spokojny, nie stara się uciec.

Kiedy wychodzi na jaw, że do bezbronnych ludzi strzelał policjant, komendant Policji Śląskiej Józef Żóltaszek przeżywa ciężkie chwile. Jak odpowiedzieć na zarzuty, że do policji przyjmują nieopanowanych furiatów? Może po znajomości? Policja zmaga się z falą krytyki. Komendant Żóltaszek nakazuje, żeby śledztwo przebiegało z całą otwartością i jawnie. Prokurator oskarża w końcu Wajdemana o zabójstwo Konkola i próbę zabójstwa Polednioka.

W 1934 roku dochodzi do niecodziennego procesu w Królewskiej Hucie. Policjant tłumaczy, że strzelał na postrach, bał się, że napastnicy wrócą. Nikogo nie chciał trafić. Ale świadkowie mówią, że oskarżony celował wyraźnie w ludzi a nie w powietrze, wymierzył też broń w pierś swojego obrońcy.

Sąd wydaje wyrok; 13 miesięcy więzienia i dwa lata w zawieszeniu. Rodziny ofiar przyjmują wyrok do wiadomości. Kariera Wajdemana jest i tak złamana, do policji już nie wróci. Kiedy ochłonął, nie może sobie darować śmierci Konkola i tego, jak skrzywdził niewinnego Polednioka. "To skończony człowiek" - twierdzi wdowa Konkolowa. - "A będzie mu jeszcze gorzej, gdy zacznie mnie utrzymywać." Sąd przyjął jej wniosek o to do rozpatrzenia.

Historia w liczbach: 1 do 548, czyli jeden policjant w województwie śląskim przypadał na około 548 mieszkańców w latach międzywojennych. W reszcie kraju na jednego policjanta przypadało 1053 mieszkańców. Dla porównania w Czechosłowacji był to stosunek 1 do 476, a we Francji 1 do 969.

CZYTAJ TAKŻE POZOSTAŁE ARTYKUŁY Z CYKLU ALE HISTORIA:

Prezydent ułaskawia zabójcę z Orzegowa

Pociągi straceńców jeździły w Orzegowie

Żegnaj telefonistko. Teraz łączy Chebzie

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rudaslaska.naszemiasto.pl Nasze Miasto